Catinfluencer

Koty są jak chipsy!

Żeby zrobić fajne fotografie, najczęściej tworzę specjalną scenografię. W tym celu mam masę gadżetów oraz mebli kupionych tylko do zdjęć. Sesja moich kotów to godzina budowania tła-sceny, modyfikowanie światła. Potem około godzina robienia zdjęć, wymieniania kotów, poświęcenia każdemu z nich czasu na poznanie nowego miejsca i odprężenie, dobór wabików (każdy ma inne preferencje co do zabawek, niektóre pracują za jedzenie).

fot. Ewa Leśniewska

Pierwszy kot pojawił się w moim domu zupełnie niespodziewanie. Szukałam towarzysza dla mojego doga niemieckiego Gofra oraz tchórzofretki Pestki. Planowałam pieska jakiejś małej rasy, ale takiego, który dotrzyma kroku takiemu „kucykowi” i jednocześnie nie zrobi krzywdy naszej fretce. Niestety te, które mogły sprostać energią, niekoniecznie pasowały do nas temperamentem. Po wielu tygodniach skrupulatnych poszukiwań pomyślałam o kocie.

Koty są jak chipsy

Przestudiowałam wszystkie kocie rasy, wybór padł na ragdolla i tak na pierwsze urodziny Gofer dostał własnego kota – Kotu. Chłopcy totalnie się w sobie zakochali, zresztą całe stado stworzyło bardzo zgraną międzygatunkową paczkę. Po ślubie i przeprowadzce do mojego męża, dołączył do nas brytyjczyk Karol i dachowiec Czesio. Równocześnie odkryliśmy, że koty są jak chipsy i nie da się skończyć na jednym!
Uwielbiamy kocięta. Jednak nie można co pół roku sprowadzać kolejnego kociaka, dom nie jest z gumy. Stąd zrodził się pomysł hodowli i chęć zaistnienia w social mediach.
Na szKOTY trafiliśmy szukając kotów jak najbardziej czułych, wylewnych, niekonfliktowych i spokojnych. Pierwsze kociaki tej rasy – Zuzia i Borys w 100% spełniły nasze oczekiwania i upewniły, że to najbardziej urocze koty na świecie. Na dodatek są dość kompaktowe i w wadze jednego maine coona mamy 2-3 szkoty! Niedługo po otrzymaniu przydomka założyliśmy im profile w social mediach, żeby pokazać jakie cuda z nami mieszkają, ale oczywiście także z myślą o promocji hodowli.

fot. Ewa Leśniewska

Międzygatunkowa paczka

Nasze koty (Purrfect Love) i psy (Bully Bears) posiadają osobne konta na Instagramie i Facebooku. Osobne dlatego, że psiarze i kociarze to zupełnie inna grupa odbiorców. Mimo wielu prób zaoszczędzenia na czasie i prowadzenia im wspólnych profili, nie spotkało się z to z aprobatą naszych obserwatorów. Psiarzy nie interesowały koty, a kociarzy psiaki. Od niedawna posiadamy bloga fajnaferajna.eu – wspólnego dla całego stada.
Nasze social media to głównie zdjęcia. Myślę, że jestem w tym dobra i to, co mogę zaoferować to właśnie fotografia.
W założeniu mają się na nim pojawiać wpisy dotyczące i psów i kotów, nasze odkrycia i patenty oraz tematyka fotograficzna i przyrodnicza. Planuję porady fotograficzne dla właścicieli czworonogów, ale także relacje z moich foto-przyrodniczych wypraw i zarażenie odbiorców bakcylem obserwacji dzikich zwierząt, bo jest to niezmiernie ciekawe. Jednocześnie uczulając zarówno psiarzy, jak i kociarzy, na to jakie konsekwencje i wpływ na przyrodę może mieć „wolny wybieg” ich pupili.

Oczywiście prowadzenie wszystkich tych kont jest bardzo czasochłonne. Zwłaszcza, że przecież jest jeszcze strona fotograficzna (foto.lesniewska) i dotycząca szkolenia psiaków. Dodatkowo dwa zawody i to wesołe stadko w domu. Gdy do tego wszystkiego dojdzie opieka nad miotem, to już w ogóle nie wiadomo w co ręce włożyć.
Jednak nie potrafię zrezygnować z żadnej z tych rzeczy. Moje dni zwłaszcza latem wyglądają tak, że o świcie, ok. 3 nad ranem, wyruszam do lasu w poszukiwaniu wyjątkowych spotkań z dzikimi zwierzętami. O 7 wracam wyjść z psami, potem ogarniam koty. Jadę na zajęcia z klientami. Wracam, ogarniam pieski, znowu ruszam do pracy, znowu wracam i robię trening z pieskami, by godzinę przed zmierzchem znowu być w lesie i czekać na zaspane borsuki. Wieczorem czas na zabawę z kotami, pielęgnację i czułości, a gdy wszyscy już grzecznie śpią, ja siadam do komputera obrabiać zdjęcia.

fot. Ewa Leśniewska

Kocia sesja idealna

Będąc fotografem, mając swoje „zboczenia zawodowe” i określoną estetykę, stawiam sobie poprzeczkę dość wysoko. Chcę, żeby moje zdjęcia były estetyczne, cieszyły i wpadały oko. Z drugiej strony jeszcze moje natręctwo perfekcjonizmu… To wiąże się z poświęconym za zdjęcia czasem.


Nasz dom jest dostosowany głównie do potrzeb zwierząt, a ta praktyczność niekoniecznie idzie w parze z estetyką. Żeby zrobić fajne zdjęcia, najczęściej tworzę specjalną scenografię. W tym celu mam masę gadżetów oraz mebli kupionych tylko do zdjęć (serio!).

Sesja moich kotów to godzina budowania tła-sceny, modyfikowanie światła. Potem około godzina robienia zdjęć, wymieniania kotów, poświęcenia każdemu z nich czasu na poznanie nowego miejsca i odprężenie, dobór wabików (każdy ma inne preferencje co do zabawek, niektóre pracują za jedzenie) i sprzątanie tego wszystkiego. Następnie zdjęcia trzeba zgrać, przebrać – zostawiając tylko najlepsze ujęcia – i obrobić (jedno zdjęcie 5-30 min). To masa roboty!
Powoli uczę się uwalniać od wewnętrznej presji dawania tylko wypieszczonych zdjęć i otwieram się na fotki z telefonu. To pozwoli mi publikować częściej i skupić się bardziej na treści niż samym obrazku.
Aktualnie posiadamy kocięta, więc możecie być pewni, że niebawem zasypię Was masą uroczych fotek naszych maluchów. Zapraszam!



Ewa Leśniewska
Mam 5 kotów, 2 bullmastiffy i najlepszą pracę na świecie, ponieważ jest połączeniem miłości do zwierząt i pasji fotografowania. Podczas robienia zdjęć, moim celem jest uchwycenie naturalnego piękna i wyjątkowej osobowości zwierzaka. Praca ze zwierzętami nie przestaje mnie fascynować. Dlatego kilka lat temu zrobiłam uprawnienia trenera szkolenia psów i otworzyłam własną szkołę, w której uczę przyjaciół wzajemnego zrozumienia. Od niedawna jestem także hodowcą kotów szkockich, w których jestem totalnie zakochana.

Podobne artykuły