HISTORIA rasy lykoi – skąd się wzięły kotołaki?
Jak powstają nowe rasy kotów? Część z nich to efekt pracy hodowców, którzy chcieli osiągnąć i utrwalić u kota pewną pożądaną cechę. Bardzo często jednak rasa to dzieło przypadku – spontanicznej mutacji, która pojawiła się w odpowiednim miejscu i czasie. Lykoi to efekt ciekawej, naturalnej mutacji, która została dostrzeżona przez pasjonatów.
Mutacja powodująca u kotów brak sierści tylko w niektórych partiach ciała, a nie równomiernie jak u sfinksów, pojawiała się w różnych miotach od co najmniej 20 lat. Jednak dopiero w 2010 r. po raz pierwszy narodził się pomysł, że ten „uroczy brzydal” może stać się nową rasą.
Z Virginii i Tennessee – genetyczny dwupak
Lykoi, czyli „kot wilkołaczy” – źródłem tej nazwy jest niesamowity efekt, jaki tworzy u tego kota częściowy brak futra. To nowa rasa, nad którą prace hodowlane rozpoczęły się w latach 2010–2011. Mutacja wywołująca częściowy brak włosów, wyraźny zwłaszcza na pyszczku, oraz dereszowatość całej okrywy, pojawiała się jednak w miotach różnych kotów już wcześniej. Uznawano ją za specyficzną manifestację genu wywołującego brak włosa u sfinksów lub kręcony włos i brak podszerstka u reksów dewońskich. Okazać się miało jednak, że mamy tu do czynienia z zupełnie inną mutacją.
Pierwsze lykoie, na które zwróciło nareszcie uwagę „profesjonalne oko”, narodziły się w 2010 r. w USA, w stanie Virginia, w miocie czarnej kotki domowej. Dwa niesamowicie wyglądające kociaki trafiły pod skrzydła ośrodka adopcyjnego dla zwierząt, a wkrótce potem przygarnęła je hodowczyni kotów rasowych, Patti Thomas. Zaciekawiona, chciała przekonać się, czy oryginalny wygląd zwierząt to efekt działania jednego ze znanych już felinologom genów – tego obecnego u sfinksów lub któregoś z genów występujących u reksów. Koty otrzymały imiona Silver Lining Wolfie („Wilczek Podszyty Srebrem”) oraz Ray of Hope („Promień Nadziei”).
Jak widać, już Patti Thomas nasunęło się skojarzenie niesamowitego wyglądu tych kotów z popularnymi wyobrażeniami wilkołaków. Szczególnie wyraźne jest to u odmiany czarnej, u której jasna skóra i białe włosy kontrastują ostro z czarną okrywą. Patti Thomas jest współzałożycielką rasy oraz pomysłodawczynią jej nazwy. „Lykoi” pochodzi od greckiego słowa „lýkos”, oznaczającego wilka.
Niemal w tym samym czasie, w Vonore w sąsiednim stanie Tennessee, na świat przyszła niespokrewniona zupełnie z miotem z Virginii para kociaków o identycznych „wilkołaczych” cechach. Zwróciła uwagę małżeństwa Gobble, Johnny’ego i Brittney. Patti Thomas, gdy tylko usłyszała o kociakach podobnych do jej adoptowanej pary, natychmiast skontaktowała się z Gobble’ami. W ten sposób czworo kociąt stało się protoplastami nowej rasy.
Zdrowie najważniejsze
Johnny Gobble jest lekarzem weterynarii, a zarówno on wraz z żoną, jak i Patti Thomas to pasjonaci felinologii. Zanim zgłosili nową rasę, postanowili zrobić to, o czym powinien pomyśleć każdy hodowca stykający się z nową – choćby najciekawszą – mutacją jeszcze przed tym, jak zgłosi ją do jakiejkolwiek organizacji i zacznie rozmnażać. Dokładnie przebadali czwórkę lykoi pod względem genetycznym i zdrowotnym.
Pierwszą kwestią, jaką Johnny Gobble wziął pod lupę, był stan skóry i sierści kotów. Początkowo, gdy małżeństwo przygarnęło koty, weterynarz zastawiał się, czy zwierzęta nie łysiały na skutek choroby dermatologicznej, alergii czy inwazji pasożytów. Gobble wykluczył także inne choroby dające takie objawy. Wreszcie, Gobble’owie skrzyżowali jednego ze swoich kotów z kotem Patti Thomas, aby dowieść, że to właśnie ów spontanicznie pojawiający się gen jest odpowiedzialny za mutację.
Przypuszczenia hodowców okazały się prawdą. We wrześniu 2011 r. narodził się pierwszy kociak ze „związku” pary lykoi. Maluch był homozygotą, czyli posiadał gen odpowiadający za niezwykły wygląd futra od obojga rodziców. Był to nowy gen zmieniający strukturę futra i rejony występowania owłosienia, niezwiązany z dotychczas poznanymi, obecnymi u ras bezwłosych, u reksów czy kotów szorstkowłosych. Gen jest recesywny, czyli jedynie kocięta posiadające go od obojga rodziców dziedziczą wilkołaczy wygląd.
Hodowcy wykluczyli także obecność ewentualnych wad genetycznych, które mogłyby teoretycznie towarzyszyć mutacji. Wreszcie, aby stworzyć dla rasy bogatą pulę genetyczną, zaczęto krzyżować lykoie ze zwykłymi kotami krótkowłosymi. Ponieważ za najciekawszą odmianę barwną uznano oryginalny kolor czarny (najbardziej kontrastujący i dający najbardziej wyraźny „wilkołaczy image”), krzyżówki obejmowały koty czarne. Niekiedy do programu hodowlanego udawało się – i nadal się udaje – włączyć inne spontanicznie narodzone lykoie. Kociaki takie pojawiają się od czasu do czasu w różnych stanach USA.
Droga do Championa
Program hodowlany okazał się być sukcesem. W 2012 r. lykoi został oficjalnie zaprezentowany organizacji felinologicznej TICA (The International Cat Association) celem rejestracji. Od 2017 r. rasa jest przez tę organizację w pełni uznawana, a jej przedstawiciele mają prawo starać się o tytuł Championa na wystawach. Pula genetyczna lykoi jest wystarczająco bogata, nie stwierdzono żadnych wad genetycznych. Jak na razie rasa uznawana jest przez organizacje TICA, CFA i LOOF, nie uznała jej FIFe. Jest też rzadka, choć w Polsce istnieją już jej hodowle.
Pierwsze lykoie trafiły do nas w 2016 r. Hodowla RexInk nabyła z francuskiej hodowli La Vallée des Dieux kotkę o imieniu Maleficenta. Kotka ta, jako pierwszy lykoi na świecie, zdobyła najwyższy tytuł na wystawach TICA – Supreme Grand Champion Alter. Nagrodzono ją także tytułem Regional Winner w sezonie 2017 – 2018. Warto dodać, że hodowla La Vallée des Dieux jest nie tylko jedną z pionierskich europejskich hodowli, która zakupiła lykoie z linii amerykańskich, ale od niedawna wykorzystuje w hodowli także koty z nowych linii – ze spontanicznych mutacji, które pojawiły się tym razem w Europie – w 2014 r. we Włoszech oraz w 2016 r. we Francji.
Drugą hodowlą lykoi w Polsce jest MoonCats.pl, która również w 2016 r. pozyskała parę kotów z rodowodem TICA z hodowli Gobble’ów, współtwórców rasy. W ślad za pionierami podążyło jeszcze kilka innych hodowli działających w naszym kraju. Z pewnością mają one szansę na stopniową popularyzację rasy, łączącej w sobie niezwykły wygląd z porządną bazą genetyczną i bardzo dobrym zdrowiem.