Suszki dla kota – z czym to się je?
Szukając porad na temat tego jak urozmaicać kotu dietę przekąskami często można trafić na informację o tzw. „suszkach”. Niby proste – suszone mięso, co w tym skomplikowanego. Tymczasem pod tym pojedynczym słowem kryje się cała gama produktów i warto wiedzieć jak się w nich odnaleźć.
Suszone mięso dla pupila
Suszenie to jedna z najprostszych form konserwacji mięsa. Gdyby rozwiesić wąskie i cienko pokrojone paski chudego mięsa mięśniowego w ciepłym i suchym pomieszczeniu, w którym jest odpowiednia wentylacja – po kilku dniach otrzyma się pięknie wysuszone kawałki tkanki mięśniowej. Ale czy właśnie takie coś dostaniemy, płacąc za tzw. „suszki”? Nie koniecznie. Oferta komercyjna jest bowiem o wiele szersza.
W sklepach zoologicznych możemy dostać zarówno mięso suszone (najczęściej przemysłowo, w odpowiednich suszarkach), jak również liofilizowane, czyli pozbawione wody poprzez proces jej wymrażania. Podstawowa różnica pomiędzy tymi dwoma produktami jest taka, że mięso suszone zazwyczaj jest twarde (podczas podgrzewania, gdy zostaje z niego szybko usunięta woda, włókna mięśniowe mocno się zbijają), natomiast liofilizaty są zwykle miększe i łatwiej się kruszą. Można je dosłownie zgnieść w palcach na proszek, co w niektórych sytuacjach jest bardzo pomocne, ale o tym dalej. Zatem tym, co w pierwszej kolejności odróżnia oba produkty jest konsystencja wynikająca z odmiennych procesów powstawania.
W ofercie pojawia się też mięso wędzone (lub np. wędzone uszy, skóry, a nawet, o zgrozo, kości). W odróżnieniu od suszonych czy liofilizowanych mięs, z których chętnie korzystam w mojej pracy dietetyka zwierzęcego, od produktów wędzonych trzymam się z daleka. Po pierwsze ze względu na to, że dym wędzarniczy, jakkolwiek urokliwie pachnący, zawiera w sobie często szkodliwe wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, które po spożyciu mogą dawać efekt rakotwórczy. Po drugie natomiast wysoka temperatura, która zwykle towarzyszy tym procesom, powoduje, że produkty wędzone komercyjnie są bardzo twarde i nie nadają się do bezpiecznego spożycia przez koty (nota bene psom też ich nie polecam). Proces wędzenia lepiej więc zostawić w spokoju i nie włączać go do repertuaru dietetycznego naszych pupili.
Czy tylko mięso?
Osobną kategorię stanowią suszki rybne. Mamy tutaj zazwyczaj do czynienia z bardzo małymi rybkami suszonymi w całości, które są kruche, delikatne i nie sprawiają problemu podczas jedzenia. Tyle tylko, że naprawdę niewiele kotów faktycznie je lubi. Sporo zwierzaków nie radzi sobie z ich konsystencją, innym nie odpowiada zapach. Jeśli zatem mamy kota rybolubnego – można spróbować z taką przekąską. Ale jeśli nie – nie oczekiwałabym spektakularnego sukcesu.
Szczególną odmianą suszonych przysmaków są duże fragmenty tusz zwierzęcych – w przypadku psów najczęściej możemy spotkać suszone tchawice czy penisy, a dla kotów mamy… uszy królicze. Całe, z futrem. I choć wiem, że dla niektórych opiekunów jest to widok trudny do zniesienia, to jednak wiele kotów uwielbia takie uszka. To dla nich doskonały gryzak, a także zabawka behawioralna, na której mogą „wyżyć się” do woli, rozgryzając duże tkanki. Tu jednak potrzebna jest jedno dodatkowe ostrzeżenie: UWAGA NA SIERŚĆ. Jeśli bowiem mamy kota z tendencją do zakłaczania się, to regularne pożeranie przez niego całych uszu wraz z futrem może pogłębiać problem. Dlatego zawsze dostosowujmy ilość przysmaków do możliwości i stanu naszych zwierząt.
Jak wybierać suszki?
Przede wszystkim należy patrzeć na skład. Okazuje się bowiem, że gdy wczytamy się w etykietę, to nie zawsze produkt, który na pierwszy rzut oka wyglądał atrakcyjnie, będzie się faktycznie nadawał dla naszego zwierzaka. Jednym z najczęstszych „grzechów”, popełnianym przez producentów przekąsek, jest dodawanie do suszonych przysmaków domieszek gliceryny. Powoduje ona, że mięso jest miększe, bardzie elastyczne i wizualnie ładniejsze. Tyle tylko, że gliceryna, a właściwie glicerol, to alkohol wykorzystywany w przemyśle spożywczym m.in. jako konserwant oraz dodatek wiążący wodę. I nawet jeśli założymy, że jest to substancja bezpieczna, to pytanie brzmi: do czego jest ona potrzebna kotu? Do niczego, a bywają sytuacje, w których smaczki z dodatkami gliceryny podrażniają koci przewód pokarmowy, wywołując uporczywe wymioty czy biegunkę. Zatem po co ryzykować?
Inne dodatki, które czasami można spotkać w „suszonych przysmakach” to oleje roślinne, sztuczne aromaty czy pochodne mleka. Wszystkim taki „ulepszaczom” mówię stanowcze i głośne „NIE”!
Gdy doradzam opiekunom wybór produktów zawsze proszę, by kupowali takie, w których jedynym składnikiem jest 100% mięsa. Oczywiście trzeba też patrzeć na rozmiar i konsystencję, gdyż z dużym, twardym kawałkiem suszonego mięsa kot może mieć problem podczas konsumpcji (kiedyś osobiście złamałam sobie ząb na pasku suszonego komercyjnie mięsa króliczego, więc wiem co mówię). Kawałki muszą być zatem cienkie, bezpieczne podczas gryzienia i dobrane wielkościowo do możliwości kocich szczęk. Z kolei z liofilizatami jest prościej – większość kotów, nawet bezzębnych (jak ma to miejsce u mnie w domu), radzi sobie z nimi bez większych problemów i zjada je ze smakiem.
Po co sięgać po suszki?
Powodów może być kilka. Pierwszym jest urozmaicenie codziennej diety – tak jak my lubimy czasem „wrzucić coś na ząb” między regularnymi posiłkami, tak i koty doceniają przekąski w trakcie dnia. Jeśli zatem chcemy w taki sposób umilić kotu czas, wybierajmy zdrowe i dobre jakościowo produkty. Suszone mięso spełnia je w 100%.
Druga rzecz to kwestia nagrody. Suszki to świetne zwieńczenie zabawy (np. domknięcie sekwencji polowania przez rzucanie smaczka i tworzenie imitacji schwytania ofiary, którą kot następnie zjada w poczuciu spełnienia łowieckiej misji), ale także sposób na zachęcenie kota do pracy węchowej. Suszone czy liofilizowane kawałki mięsa idealnie nadają się do umieszczania ich w zabawkach edukacyjnych oraz np. w matach węchowych. Kot może więc pracować wiedząc, że za swój wysiłek otrzyma upragnioną, smaczną i zdrową nagrodę.
Suszki, szczególnie liofilizowane, są też często wykorzystywane w charakterze dosmaczaczy. Pokruszony przysmak rozsypany na porcji mokrej karmy może zwiększać aromat posiłku, dzięki czemu kot będzie go chętniej spożywał. Jest to szczególnie pomocne przy przestawianiu na nowe rodzaje karm, lub też w przypadku zwierząt chorych, z zaburzonym apetytem.
Przysmaki to także doskonałe gryzaki – sprawdzają się świetnie u tych kotów, które mają dużą potrzebę używania zębów. Sam proces gryzienia jest bowiem uspokajający i relaksujący (dzięki drganiom, które są przenoszone od szczęk przez kość sitową nosa, aż do płatu czołowego mózgu).
Można więc wykorzystywać do tego większe paski suszonego mięsa lub opisane powyżej suszone uszy królicze.
A może suszyć samodzielnie?
Jak najbardziej można samemu robić mięsne suszki. Kociarze często wykorzystują do tego suszarki do grzybów lub owoców, natomiast ja klasycznie suszę mięso w piekarniku, rozwieszając cienkie paski na kratce. Przepis na takie działanie jest bardzo prosty:
- weź kawałek chudego mięsa (np. polędwica wołowa, schab wieprzowy, pierś z kurczaka / indyka),
- przygotuj ostry nóż i deskę do krojenia,
- uzbrój się w sporo cierpliwości przy cięciu mięsa na wąskie i cienkie paseczki (im cieńsze tym lepsze – będą się krócej suszyć),
- pocięte paski rozwieś na kratce piekarnika i wstaw do temperatury ok. 50-60 stopni C (ja suszę bez termoobiegu, żeby proces przebiegał wolniej – wtedy mięso nie jest tak twarde),
- czas suszenia jest różny, ale zwykle od 4 do 6 godzin.
- ususzone mięso najlepiej zamknąć w szczelnym pudełku lub słoiku i przechowywać w lodówce.
Bezsprzeczną zaletą takiego procesu jest 100% kontroli nad jakością uzyskanego produktu. Fakt, wymaga to nieco wysiłku, ale w końcu czego się nie robi dla kota! Zatem wszystkim kotom, których opiekunowie zdecydują się na podjęcie samodzielnych działań w zakresie suszenia przysmaków życzę smacznego.
SUSZONE SZPROTKI
ICEPAW
Skład: 100% suszonych szprotek
UCHO KRÓLIKA NATURALNE
e-pies.eu
Skład: mięso z królika